W miasteczku Iwana - Iwanogrodzie było jakoś dziwnie cicho. Nikogo nie było widać na uliczkach, ani przed domami. Jedynie złomownicy zbierali na taczkoloty, wokół opuszczonych domów, jakieś metalowe przedmioty. Nagle Iwan przypomniał sobie o pewnej przepowiedni...Stary słoń Jupiter (nieżyjący już wróż tej wioski) mniej, więcej 100 lat temu przepowiedział, że dojdzie do jakiegoś nieszczęścia w tym miejscu. Było to dokładnie opisane w jego księgozbiorach jako zagłada, pochodząca z kosmosu. Iwan przypomniwszy sobie datę, przepowiadanego końca (opisanego przez Jupitera jako Armagedon), przerażony odkrył, że to wypada właśnie w ten dzień! Pośpiesznie zawrócił więc do swojego domu i zabrał najpotrzebniejsze rzeczy (kałacha, butelkę- niedopitkę oraz magazynek). Wsiadł na skrzydłakokonia Pegasusa pozostawiając, podobnie jak inni mieszkańcy, swój cały dobytek na pastwę złomowników. Unosząc się pod chmury, zauważył małe, syczące i spadające z dużą prędkością w stronę starorynku, pomarańczowo-żółte światełko. Zaskoczony pomyślał:
"To chyba jakiś meteoryton...No i co ? To wszystko, co dziś miało spaść na nas z kosmosu? Muszę odszukać wszystkich i powiedzieć, że to tylko mały, żarzący się kamyczek, że mogą już wracać, ale nie mam pojęcia gdzie oni są..."
Zaczął więc przeszukiwać całą okolicę. Przeszukał już wszystkie pobliskie starowioski, ale nikogo nie znalazł. Wszędzie panowała głucha cisza. Iwan nie wiedział co ma robić, więc dla rozjaśnienia umysłu pociągnął ze swojej butelki-niedopitki. Pomysł od razu przyszedł mu do głowy. Postanowił przelecieć na swoim Pegasusie około 3000 km, do najbliższego dużego staromiasta -Jakucka. Jego skrzydłakokoń ledwo przeżył tę drogę, ale w końcu się udało! Obaj byli wyczerpani i bardzo głodni. Ponieważ okolice Jakucka słyną z rozległych, dzikich lasów, postanowili coś upolować. Udało im się natrafić na stado kuropatników. Ustrzelili kałachem dwie sztuki, które upiekli na ognisku. Życie nieustannie ratowała im też wiecznie napełniona butelka-niedopitka. Potem położyli się spać. W środku nocy obudził ich przeraźliwy ryk niedźwiedzia. Po raz kolejny, życie uratował im niezastąpiony kałach. Nowy dzień rozpoczął się z planem dalszych poszukiwań, tym razem w środku miasta. Starocentrum miasta przywitało ich bilbordinem:"Да здравствует Ленин".
Ponieważ poszukiwani mieszkańcy starowioski
mieli bardzo towarzyskie dusze, rodem z samego wnętrza Rosyji, nie
stronili od wypitki. Dlatego Iwan
postanowił przeszukać duże hostele, karczmany i gospodyny. Wreszcie natrafili
na wielką, drewnianą gospodynę z napisem: "Pod pijanym krasnoludem".
Z miejsca tego dochodziły wesołe odgłosy, solidnie zakrapianej wódeczką
biesiady, a na podwórzu zataczali się dwaj sąsiedzi Iwana - Juryj i Sasza, wraz
z nieznanym mu człowiekiem. Iwan odetchnął z ulgą i wykrzyknął : "Nareszcie są!"
Pegasus
prychnął z radości i zatrzepotał swoimi skrzydłakami. Przywitali się serdecznie, ale ze łzami w oczach, padło też pytanie:
-
Skąd się tu wziąłeś Iwanie?
-
Szukam was i szukam...
-
Myśleliśmy, że nie żyjesz...W tej gospodynie straszy, ale będziemy musieli tu
jakoś przezimować, zanim gdzieś od nowa się osiedlimy. Dołącz do nas, w tej
naszej zgryzocie, świętujemy świniobicie. Nawet zaprzyjaźniliśmy się z duchem
poprzedniego właściciela.
Iwan
z Pegasusem dołączyli do biesiady. Ogromne było zdziwienie i jednocześnie
szczęście przyjaciół, kiedy Iwan opowiedział, czym był Armagedon, którego
obawiali się przez tyle lat...Wszyscy szczęśliwie wrócili do domu.